Był nasz Patron onkologiem dziecięcym, wieloletnim kierownikiem Kliniki Hematologii w Polsko- Amerykańskim Instytucie Pediatrii AM w Krakowie
-twórcą i pierwszym przewodniczącym Polskiej Pediatrycznej Grupy Leczenia Białaczek I Chłoniaków
-współtwórcą Fundacji „Wyspy Szczęśliwe” działającej na rzecz leczenia dzieci z chorobą nowotworową.

To mój Ojciec, który zmarł w 2015 roku.

M. Chuderska-Hrabiec z d. Armata

O Jego pracy naukowej i osiągnięciach nie czuje się władna mówić.

Spróbuję przybliżyć Jego postać, niezwykle pracowitego i oddanego swojej pracy lekarza.

Po śmierci Ojca przekazałam do Dziennika Polskiego wspomnienie, które napisałam
w formie dialogu córki z Ojcem -Fragmenty

…starałeś się być tolerancyjnym.
Nigdy nie pogodziłeś się – na szczęście – z rzadkimi rodzicami chorych dzieci, którzy w chorobie go porzucali.
Obraz dziecka, przez szpitalne okno oczekującego odwiedzin, bądź

pytające „kiedy mamusia przyjedzie” były nie do zaakceptowania.
Wpadłeś na drakoński pomysł!
Do dyrektora zakładu pracy matki, lub ojca, oraz do księdza proboszcza z rodzinnej miejscowości dziecka, pisałeś listy.
Prosiłeś, by przekazać, iż rodzice mogą odwiedzać dziecko każdego dnia.
Nie komentowałeś, każdy rozumiał co było przyczyną tej korespondencji.
Zdarzało się, iż po wymuszonym przyjeździe obrywało Ci się „…bo Pan nam wstydu narobił”
„Eeeee” – mówiłeś- „Ja tylko myślałem, iż nie wiecie, że dziecko wolno i trzeba w szpitalu odwiedzać.”

…ze zdziwieniem patrzyłam na Ciebie – choleryka, który umiał opanować wściekłość, gdy pacjent skarżył się, iż długo wskazywał lekarzowi, że bardzo źle się czuje, a lekarz to bagatelizował. Nigdy nie komentowałeś lekarzy do pacjenta.
Zdarzały się telefony, gdy podnosząc głos, mówiłeś o braku odpowiedzialności, o zmniejszaniu szans na wyleczenie.
Lekarce, która mocno zawaliła, wysłałeś literaturę dokształcającą, a potem zaprosiłeś na dyskusję do domu. Przywiozła ze sobą ogromny bukiet piwonii, ulubionych kwiatów Twojej piastunki Magdy. Rozmowa trwała długo, żegnając się powiedziała „Przeszłam najtrudniejszy egzamin w życiu.”

…Raz poszedłeś do szkoły z ostrą reprymendą .Opowiedziałam w domu jak bardzo płacze moja koleżanka Cyganka, bo pani się z niej naśmiewa i mówi, że matka sprząta gówno na ulicy. Rozmowa musiała być bardzo stanowcza. Po niej na lekcji wychowawczej pani nauczycielka zaczęła mówić nam o zawodach, o tym, że każdego trzeba szanować, że liczy się człowiek. A potem skierowała do mnie uwagę, bym powiedziała Tobie co było tematem lekcji wychowawczej…

…lekarz z pomocy całodobowej powitał Cię…
„Profesorze, ja to u Pana egzamin zdawałem. 2 miesiące.”
Opowiedział, że został „przyłapany”, iż nigdy nie badał dziecka. Każdego dnia wakacji, student przybywał na oddział, student uczestniczył w wizytach, odprawach, a następnie opisywał pacjentów
w historii choroby – pod nadzorem. Po tym czasie poprosiłeś studenta o indeks i wpisałeś ocenę bdb.
„No to wpadłem córa,: lecz, lekarz zaoponował ,dzięki Panu stałem się lekarzem! Po badaniu powiedział, że trzeba do szpitala. Nie zgodziłeś się, zostałeś w domu, stan zdrowia na krótko uległ poprawie .
Wzruszały nas telefony od byłego studenta z pytaniami o stan zdrowia.

….A zdobywanie leków do Kliniki?
Zanudzałeś ministerstwo, kościół, partie, kogo się dało, byłe leki były.
Z radością przyjąłeś namiary na kontakty we Francji i Stanach Zjednoczonych. Przyjeżdżały duże transporty, a mama miała bojowe zadanie by darczyńców ugościć. Kupowała mięso u zaprzyjaźnionych pań na Kleparzu (czas kartek), piekła i na wasz koszt organizowała wspaniałe przyjęcia.

…Święta, telefon że szpitala, przyjechał transport.
Przetrzepali ich na granicy, są bardzo zmęczeni, a transport z lekami, zabawkami i sprzętem można rozpakować tylko w Twojej obecności. Napis „otwierać tylko przy Armacie” kwitujesz „bo to bojowe nazwisko.”

…Nagły wyjazd.
Po powrocie z pracy mówisz o pilnym wyjeździe. Po drodze mama i ja dowiadujemy się jaki jest cel podróży. Na kontynuację leczenia nie zgłosił się pacjent i musisz sprawdzić co jest tego przyczyną. Po długim szukaniu dojeżdżamy – wioska koło Kazimierzy.
Dom prowadzony jest przez samotnie wychowującego Ojca pacjenta, który stwierdził że „zbiesiłem się na leczenie i do szpitala nie pójdę.” Ma ok. 15 lat, jest opóźniony, a jego ojciec mówi… „drań rozpuszczony bo i pół sierota, no i umysł ten-tego i ta choroba.” A matka przed śmiercią to mi kazała przyrzec, że Józio (tak go nazwę) nie ma się przemęczać. Józef przywitał się i zniknął węsząc lekarski spisek. Porozmawiałeś wówczas z jego ojcem, nakreślając zagrożenie i zmniejszenie szans na wyleczenie, jeśli przerwie leczenie. Dobra pogadam z Józiem. Postawił na stole gar kwaśnego mleka, do tego chleb wypiekany w swoim piecu i duży garnuszek z domowym masłem. Jadłeś jakbyś był wygłodzony.
Następnie poszedł poszukać syna.
Józef z naburmuszoną miną stanął w progu. „Wiesz Józiu ja z tobą muszę pogadać, a doktor z doktorową i córką świadkami będą.” – ”Ja się leczył nie będę.” – rzekł Józef -”Ale ja Józiu nie o leczeniu, a o gospodarce”
Chciałeś przerwać i nakłonić by teraz porozmawiać jednak o leczeniu, lecz gospodarz zaprotestował. Rozpoczęła się długa wyliczanka, ….o 4 rano Józio pójdziesz do chlewa, potem pamiętaj o… A potem o krowach tylko dobrze je zaczep, bo szkody narobią. Bo Ty Józiu w szpitalu amerykańskim jesteś leczony, a oni to wiedzą wszystko, a konstytucja to nakazuje leczyć dzieci – ja do więzienia pójdę, bo oni dowiedzą się, że się nie leczysz, to teraz doktor z doktorową i córka będą świadkami, że ja ci pod opiekę gospodarstwo przekazuję, bo gospodarka gospodarza mieć musi!
W oczach Józka pojawiły się łzy-wybiegł z domu bez pożegnania.
Wracaliśmy do domu pełni wątpliwości co będzie dalej. Po 2 dniach zaskoczonej lekarce (nie wiedziała o gospodarskiej wizycie) przybyły do przyjęcia na oddział Józef powiedział „będę w szpitalu, a krów pasał nie będę…”
Nie wiem co dzieje się z Józiem, ale wiem, że krętymi drogami by przekonać do leczenia pacjenta -czasem iść można.

Kiedyś wieczorem przybiegła rozdygotana sąsiadka. Dowiedziała się, że jej córka jest w ciąży -postanowiła poprosić o pomoc.
„Doktorze błagam, na Boga proszę o dobrego ginekologa, ona za młoda by być mamą, a ja babcią, a mój chłop on ją zabije, a wstyd na Boga.”
„Boga to tu akurat proszę nie wzywać”- krzyknąłeś – nie do tego!!! A Wasza córka już jest matką,a pani babcią.”
Kobieta rozpłakała się i patrząc na mnie wysunęła ostatni argument
„A co zrobiłby Pan gdyby to ona – w wieku mojej, zaszła teraz w ciążę?”
„Czekałbym na narodziny” – wypaliłeś.
Zapytałeś o przyszłego Ojca – on głupi, niedoświadczony, chce tego dziecka, bo nie wie, co to być ojcem.
Dlaczego wziąłeś mnie na te rodzinne negocjacje – nie wiem. Chyba nauka życia! Z dziadkiem dziecka poszło gładko – bardzo ucieszył się z odwiedzin. Był pijany i po uświadomieniu mu, że będzie dziadkiem powiedział… „Dobra jest doktor, zrobimy chrzciny i popijemy”
Matka dziecka rzuciła Ci się na szyję, bardzo bała się reakcji swego ojca. Babcia pobiegła po młodego tatę, który że wzruszenia pocałował cie w rękę.
Odchodząc powiedziałeś, że będziesz się dzieckiem lekarsko opiekował, co czyniłeś przez lata.
(Po pogrzebie Ojca składając kondolencje, sąsiadka powiedziała – „Wiesz mój syn jest sanitariuszem i ma córkę.”)W tym dniu odbyliśmy długi spacer, mówiłeś o rodzicielstwie, o antykoncepcji i zobowiązałeś do pomocy wahającym się kobietom czy rodzić.

A Andrychów …
Koleżanki i koledzy ze szkoły w Andrychowie odwiedzali swojego kolegę Romka. Podczas jednej z wizyt spytali, jak można wam pomóc. Krew! ,,Krwi brakuje..”
Rozpoczęła się długoletnia współpraca, młodzież przyjeżdżała autokarem by oddać krew. Czynili to również po śmierci Romka. Wspomina o tym w filmie Maciej Szumowski, który w klinice kręcił film „W Szpitalu Wielkim jak Świat „.

A wizyta pary prezydenckiej Bushów.
Przybyli do Kliniki, szpital wybudowany przez Polonię amerykańską… Na klinice Hematologii pp Bushowie są szczególnie wzruszeni, dzieci z Kliniki przypominają im ich dziecko, chore na nowotwór krwi, które zmarło. Prezydent dowiaduje się, iż jest chłopiec, który bardzo chciał go poznać, ale stan zdrowia uniemożliwia opuszczenie sali chorych.
Idziecie do pacjenta, Prezydent zostawia mu na pamiątkę zapinkę z koszuli ….

Wracam wspomnieniami do Marka ….
Gdy wychodził ze szpitala wpisałeś do pamiętnika życzenia by kiedyś był lekarzem. Marek dostaje się na studia, startując drugi raz, przez cały rok pracując jako sanitariusz, by mieć dodatkowe punkty oraz uczęszczając na korepetycje. Po 2 roku studiów przyjeżdża zaniepokojony powiększonymi węzłami – wykrywa sobie wznowę… Śmierć Marka bardzo przeżyłeś i pokłóciłeś się na krótko z Bogiem…

Nigdy nie zapomnę Twoich podkrążonych oczu, gdy przed wigilijną wieczerzą wróciłeś do domu. Długo prosiłam byś powiedział co się stało… Przed wyjściem ze szpitala pielęgniarka powiedziała, że pacjentka prosi byś do niej przyszedł. Złapała Cię za rękę i powiedziała, iż czuje że tych świąt nie przeżyje… „Ale będę się Panem i Pana bliskimi opiekować”. Proszę by mama nie płakała. Odeszła podczas świąt, pojechałeś przekazać matce prośbę córki, powiedziałeś „Ona była dojrzalsza ode mnie w tym co i jak mówiła.”

Któregoś dnia dowiadujesz się, że przyjedzie do Krakowa znany onkolog z Nowego Jorku i chce się spotkać. Zatrzymuje się ze swoją partnerką w hotelu Forum. Zapraszacie ich z mamą na kolację do domu. Nie wiem co Ci strzeliło do głowy, by pojechać po nich swoim maluchem.
Mama zostaje – dokańcza przygotowania – my jedziemy. Zatrzymujesz się, a jakże, na zakazie – przed wejściem do hotelu .
Portierowi, który zwraca Ci uwagę – odpalasz ”Panie, to misja specjalna, będziemy wieźć bardzo ważnego człowieka, a ja jestem słabym kierowcą.” – „A prawko Pan masz?” -”Ooo tak i to sporo lat.”
Po telefonie do pokoju hotelowego poznaję w holu dziwną parę. On ogromny facet i wszerz i wzdłuż, uśmiechnięty od ucha do ucha, ona piękna, filigranowa Mulatka o bardzo dyskretnym uśmiechu. Pokazujesz im swojego „cabrioleta” i zaczyna się. Każda próba wejścia do auta przez naszego gościa kończy się niepowodzeniem. Gość albo głowę i tułów na w środku w maluchu, albo nogi. Stajesz się coraz bardziej niecierpliwy, a ja dostaje napadu śmiechu nie do opanowania, na nic zdają się twoje karcące spojrzenia, na nic stwierdzenie „Zgłupiałaś? Pomóż do diabła!”
Wreszcie sukces, nasz gość usadowiony.
Ma poczucie humoru, ale dyskretnie sprawdza czy głowa nie poraniona. Powtarza stale ekscytujące, ja co słyszę tę ekscytację wybucham śmiechem. Wszak to tak jakbyśmy słonia wsadzili do karafki! Ponieważ miałeś swoje sprawdzone trasy, przeto wieziesz, gości o wiele dłuższą drogą. A oni dostali w hotelu mapę Krakowa i nagle dochodzą do wniosku, że ona musi być niepełna. Dojeżdżamy do domu, wspaniała kolacja, wypieki mojej mamy, podlewane alkoholem. Późnym wieczorem. odwozisz gości do hotelu, tym razem, wsadzenie gościa trochę na rauszu, było jeszcze trudniejsze. Przesuwasz siedzenie w maluchu i w pozycji pół siedzącej odjeżdżają…
Piszecie do siebie, wysyłacie prace naukowe.
Gdy wybuchł stan wojenny otrzymujesz droga nieformalną list. Jesteśmy z Wami Polakami na dobre i na złe. Na zawsze pamiętamy Waszą gościnność i serce….

Na oddziale leżała ciężko chora dziewczynka. Podczas wizyty lekarskiej poprosiła by wypuścić ją, choć na chwilę ze szpitala, bo jej kotka urodziła. Wbrew sanitarnym zakazom poprosiłeś rodziców o przywiezienie kotków do szpitala. Po tej wizycie mała namalowała „Dla mamósi kotki”..
Po jej śmierci,rodzice przekazali ten obrazek Tobie, a Ty oddałeś go na licytacje na rzecz „Wysp szczęśliwych”
Licytujący nie kryli wzruszenia, słysząc dzieje obrazka czarnej kotki ze złotymi oczami.

Dziękuję za „wysłuchanie

Scroll to Top